Jest wtorek....zbliża się wieczór.
Niebo niezbyt zachmurzone. Ale....na horyzoncie pojawiają się podejrzane chmury...
Piękny zachód słońca zostaje przysłonięty.
Zamieszanie na ogrodzie. Chowamy wszystko co jest za lekkie i może zostać porwane przez wiatr.
Ptaki zamknięte, woliery sprawdzone.
Ciemność się zbliża. A przecinana jest niezliczoną ilością świetlistych nitek....
Robi się całkowicie ciemno, po złowieszczej ciszy zrywa się wiatr i dochodzą nas grzmoty.
Szybciutko do domu.
Wyłączają prąd.
No to panika...2 inkubatory na chodzie, a pisklęta w wychowalnikach pod lampami.
Ok....kurczaki sobie radzą, tulą się ale nie tłoczą.
Czekam z nosem przy szybie, a raczej przy wyświetlaczu aparatu fotograficznego.
Czekam na prąd... a jaja stygną. To już za długo trwa.
Najgorsze przeszło, nie pada, ale prądu nadal nie ma.
No to telefon: śpicie?
Jedziemy z inkubatorami szukać prądu.
Uf...są bezpieczne.
Wracamy do domu a prądu dalej nie ma, spać... w nocy włączyli.
W tym tygodniu ma się wylęgać wszystko w kilku terminach.
Okaże się, czy im to nie zaszkodziło.
A tu efekty ślęczenia przy oknie z aparatem.